piątek, 27 września 2019

Krótko, zwięźle i na temat #1 - Wyobraźnia, Kraków, Mikołajek, szczęście i przyjaciele

3




Czasem po przeczytaniu książki nie ma się za dużo do powiedzenia. Czasem była po prostu dobra, czasem tak nudna, że nie wywołała żadnych emocji, a czasem zdarzało się, że nie była ani zła ani dobra, była po prostu średnia. I właśnie w tym cyklu będą pokazywane takie książki. Będę pisać o książkach, o których chciałam Wam zaprezentować, ale nie jestem w stanie napisać o nich więcej niż parę zdań 😉


Rozwiń swoją wyobraźnię Temple Grandin
Rozwiń swoją wyobraźnię to swoista autobiografia. Nie jest to typowa biografia, bo Temple nie jest typową kobietą. Jest wynalazczynią, doktorem zootechniki oraz wysokofunkcjonującą osobą z autyzmem. W swojej książce opowiada o swoim dzieciństwie, swoim życiu, o tym jak pracowała nad swoimi wynalazkami i dlaczego zbudowała „maszynę do przytulania”. To wszystko jest opisane bardzo fajny, przystępny sposób, że dopiero pod koniec czytania orientujesz się, że to w sumie taka autobiografia. Dodatkowo załączone są 25 projektów, które mogą wykonać dzieciaki. Myślę, że Rozwiń swoją wyobraźnię będzie dobą pozycją na prezent dla dziecka, jeśli macie dzieci lub pracujecie z nimi to też się przyda. Moim zdaniem może rozwinąć wyobraźnię i zainspirować dzieciaki do działania 😉





Bajki mariackie Ewa K. Czaczkowska
Jak wiecie, a jak nie wiecie to się dowiecie, że Kraków kocham całym moim sercem. Może nie jestem wielkim podróżnikiem i wiele nie zwiedziłam, ale w Krakowie czuję się jak w domu. Przez całe technikum na pytanie na jakie studia planuję iść, odpowiadałam „Jakieś w Krakowie”. I udało się! Od dwóch lat studiuje w Krakowie i moja miłość kwitnie! No, ale dość dygresji! Gdy zobaczyłam zapowiedź Bajek mariackich to po prostu wiedziałam, że muszę je mieć. I nie zawiodłam się. Bajki są przyjemnie napisane (nie tylko dla dzieci) i pięknie ilustrowane przez Katarzynę Fus. Cudeńko, które każdy miłośnik Krakowa powinien mieć na swojej półce.

Mikołajek. Jak to się zaczęło? Jean-Jacques Sempé, René Goscinny
Uwielbiam Mikołajka! Moi rodzice czytali nam jego przygody wiele razy i stał się jednym z symboli mojego dzieciństwa. Gdy usłyszałam, że historia Mikołajka zaczęła się od komiksów była zaskoczona, ale też wiedziałam, że nie mogło zabraknąć tej pozycji na mojej półce. W tym zbiorze znajduje się 28 jednostronicowych komiksów. Krótkie, śmieszne, po prostu w stylu Mikołajka. Mimo że uważam, że każdy fan tego chłopaka powinien mieć tę książkę na swojej półce, to jednak moim zdaniem cena tej pozycji jest trochę wygórowana. Owszem, jest to duża formatowo książka i ładnie wydana, ale jest bardzo cieniutka. Co to jest 28 komiksów, które każdy zajmuje jedną stronę? A cena okładkowa to 45 zł! Ja dałabym może 20 zł, góra 25 zł. Polecam szukać promocji, bo warto mieć Mikołajka😉




Atlas szczęścia Helen Russell
Atlas szczęścia to pozycja, która uświadamia, że szczęście różne ma imię. W książce autorka opowiada o 33 sposobach czy filozofiach, które pomagają osiągnąć satysfakcję z życia. W każdym kraju co innego uznają za szczęście. Cóż, nie jestem zdziwiona, że nie opisała Polski, bo jak śpiewał Kazik Staszewski „Polacy mają depresję totalną, dlatego, że nie ma słońca. Przez 7 miesięcy w roku, a lato bywa czasem nie gorące.”. Z tym słońcem coś jest, bo bardzo dużo krajów opisanych w tej książce ma ciepły klimat 😉 Atlas szczęścia to idealny materiał na prezent, pięknie ilustrowany, no i tematyka bardzo przyjemna. Ale nie musi być to prezent dla innej osoby, sobie samemu też można sprawić prezent. Książka Helen Russell inspiruje do szukania własnego przepisu na szczęście. Ja odkryłam, że jestem mieszaniną bardzo różnych filozofii m.in. angielskiej, hawajskiej 😉
Na dobre i na złe Magdalena Trubowicz
Pierwszy tom cyklu Przyjaciele zapowiadał się naprawdę dobrze. Myślałam, że będzie lekko, zabawnie i niezobowiązująco. Jak ja się myliłam! Było niesamowicie nudnie. Nic tam się nie działo. Wszystkie wydarzenia są bez żadnego związku przyczynowo skutkowego. Nic nie trzymało się kupy. Jedna z głównych bohaterek, Alicja, była nieziemsko głupia i irytująca. Nie raz, nie dwa miałam ochotę trzepnąć ją. A do tego na każdej stronie żenujące rozmowy i żarty o seksie i okresie. Było też mnóstwo stereotypów, które nie śmieszyły, tylko irytowały. Niezrozumiałe dla mnie mylenie „Cypiska” z „Pieguskiem”! Dlaczego?! Nie mogę tego zrozumieć. Nawet w wymowie te słowa nie są podobne do siebie.
Autorka nie kryje się, że inspirowała się serialowymi Przyjaciółmi. I nie mam nic do tego, bo inspiracja jest dozwolona i tak dalej. A ja nie ukrywam, że nie jestem wielką fanką serialu, znaczy oglądałam cały i podobał mi się, ale nie jestem psychofanką. A mówię to, żeby podkreślić, że nie jestem rozzłoszczoną fanką serialu, która hejtuje tę książkę. Tylko jako czytelniczka mówię, że to naprawdę słaba książka. Nie taką Magdalenę Trubowicz znałam (jej Drugie życie Matyldy uwielbiam <3)


Za książki Atlas szczęścia, Rozwiń swoją wyobraźnię dziękuję Aim Media

Za książki Bajki mariackie, Mikołajek. Jak to się zaczęło? dziękuję wydawnictwu Znak Emotikon
Za książkę Na dobre i na złe dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona


poniedziałek, 23 września 2019

piątek, 20 września 2019

"Nadgryzione jabłko” Chrisann Brennan

0




Miała być biografia Steve’a Jobsa, a wyszła autobiografia. A szczerze powiem, że nie interesuje mnie życie autorki.

Podtytuł brzmi Steve Jobs i ja – wspomnienia więc na początku nie byłam zła na historie tylko o Chrisann. Wiadomo, że nie znali się od kołyski, poznali się, gdy byli nastolatkami. Ich relacja była dosyć burzliwa i przypomniała sinusoidę. Ale po jakimś czasie zaczęłam się nudzić podczas czytania. Myślę, że czarę goryczy przelał rozdział, w którym opisana była podróż Chrisann do Azji. Bez Steve. Ja rozumiem, że nie byli przywiązani do siebie łańcuchami, ale w tym rozdziale opisane były przemyślenia, emocje autorki, które doświadczyła podczas tej podróż. Hej! Przecież można było to opisać maksymalnie w jednym akapicie typu „I wtedy nie byłam z Stevem. Pojechałam tu i tu. Doświadczyłam tego i tego. Blabla.”. Ja nie miałam ochoty czytać o życiu duchowym autorki.

Oczywiście, we wspomnieniach pojawia się Steve. I te fragmenty najbardziej mi się podobały. Dzięki nim tworzy się jego prywatny portret. Jaki miał charakter, jak traktował ludzi. Nie dowiecie się z tej książki jak pracował. I cóż, mimo że cenię i szanuję jego pracę, to wiem, że nie chciałabym mieć jego jako znajomego czy nawet jako pracodawcę. Wiem, że nie dogadalibyśmy się, nie potrafiłabym znieść takiego traktowania.

Ogólnie niespecjalnie polecam tę książkę osobom, które chcą dowiedzieć się czegoś o Steve. Raczej poleciłabym to czytelnikom, którzy uwielbiają go i po prostu muszą przeczytać wszystko na jego temat (ja tak mam z zespołami muzycznymi takimi jak Guns N’ Roses, AC/DC, Queen czy Janis Joplin, więc rozumiem takie osoby 😉). Christann ma bardzo uduchowiony i artystyczny styl (ja nazywam takie osoby nawiedzonymi) i zupełnie mi nie podszedł. Bardzo źle mi się czytało tę książkę. Ale są gusta i guściki, więc może komuś się podobała ;)

Za książkę dziękuję Aim Media



środa, 18 września 2019

"Druga strona nocy” Joanna Jax

1



Trzeci i zarazem ostatni tom trylogii Zanim nadejdzie jutro. I po raz kolejny Joanna Jax mnie nie rozczarowała.

O fabule nie będę się rozpisywać, bo nie będę spoilerować, komuś kto czytał dwie poprzednie części, a komuś kto nie czytał to tym bardziej, ale zarazem bardzo polecam sięgnąć po tę trylogię (TUTAJ możecie przeczytać, co myślę o nich). Mogę tylko powiedzieć, że dzieje się, oj dzieje się.

Joanna Jax nie szczędzi nam emocji. Przez poprzednie części zdołałam już zżyć się z bohaterami i Drugą stronę nocy czytałam cała w napięciu.  Kocham za to autorkę, bo potrafi samymi słowami wyprowadzić z równowagi. Chociaż może powinnam mieć do niej pretensje za moje zszargane nerwy 😉

Trylogia Zanim nadejdzie jutro pokazuje i uświadamia, że nie ma człowieka, który jest krystalicznie dobry lub zły do szpiku kości. Każdy ma w sobie cząstkę dobra i zła. I każdy musi sam zdecydować, co będzie w nim dominować. Czasem trzeba wybrać mniejsze zło, które wcale nie powoduje mniejsze wyrzuty sumienia. Ale takie właśnie jest życie. I dlatego uwielbiam książki Joanny Jax. Ona nie ubarwia rzeczywistości. Mimo że zdaję sobie sprawę, że są to fikcyjne postacie, to ja czuję podczas czytania, czuję, jakbym czytała prawdziwe historie.

Jednak nie ma co się smucić, że to już koniec, bo autorka nie odpoczywa i już 24 września jest premiera kolejnej trylogii Prawda zapisana w popiołach, która łączy losy bohaterów z sagi Zemsta i przebaczenie oraz Zanim nadejdzie jutro. Ja muszę jeszcze nadrobić 3 ostatnie tomy pierwszej sagi, ale już na dniach się za nie zabieram, żeby być już na bieżąco z seriami Joanny Jax :D Szczerze? Już się nie mogę doczekać!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Videograf SA



wtorek, 27 sierpnia 2019

"Trzydzieści kopert" Ewa Mielczarek

2



Kiedy Ciocia Ebi (a raczej Ewa Mielczarek, ale dla mnie zawsze będzie ciocią, sorry but not sorry) powiadomiła, że za niedługo wydaje książkę to po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Każdy kto nie zna Cioci (wstyd!), musi wiedzieć, że to jedna z najbardziej ciepełkowych osób, jakie znam. I jej książka jest idealny odzwierciedleniem jej osoby.

Hania za parę miesięcy kończy 30 lat. Pracuje w kasie na basenie, nie ma męża, ba! nawet chłopaka, mieszka nadal z rodzicami, opiekuje się dziećmi swojej młodszej siostry. No ogólnie, plany jakie miała po liceum nie wypaliły, a ona jedyne co mogłaby zaśpiewać to „Znowu w życiu mi nie wyszłooo”. Ale na szczęście ma przyjaciół, którzy nie chcą patrzeć jaka jest nieszczęśliwa, więc Robert jako prezent noworoczny daje jej pudełko po butach. Nie jest to zwykłe pudełko, ponieważ w środku znajduje się tytułowe trzydzieści kopert, które pomogą jej w zrealizowaniu swoich marzeń.

Książka Cioci jest niesamowicie optymistyczna, słodka (choć niektórzy bohaterowie są bardzo irytujący, ale oni właśnie są przeciwwagą, żeby za słodko nie było) i właśnie ciepełkowa. Pewnie zastanawiacie się co to jest za przymiotnik „ciepełkowa”. Wyobraźcie sobie grudniowe popołudnie, za oknem szaleje zamieć, a Wy właśnie wróciliście do domu z przymusowego godzinnego spaceru. Jesteście przemarznięci do szpiku kości. Zakładacie ciepłe i suche ubranie, siadacie w ulubionym fotelu razem z gorącym kubkiem ulubionego napoju i przykrywacie się kocem. Czujecie to uczucie przepływającego ciepła przez Wasze ciało? To właśnie uczucie, gdy czytacie ciepłekowe powieści.

Wracając do Trzydziestu kopert, nie jest to odkrywcza książka. Nie ma tu emocjonujących zwrotów akcji, nie ma pościgów i wybuchów. Nie ma dramatów (no może małe, ale takie malutkie). Ale ja nie wymagam od takich książek tego wszystkiego. Ciepełkowe (chyba nadużywam tego słowa) historie mają być spokojne, harmonijne. Po przeczytaniu takiej książki chcę zamknąć ją i uśmiechnąć się pod nosem. Poczuć uczucie spełnienia. I właśnie Trzydzieści kopert takie jest! Ja jeszcze dodatkowo popłakałam sobie na koniec. Ale tak ze szczęścia. Historia Hani uświadamia, że marzenia trzeba spełniać i o nie walczyć. Nie ważne, w jakim punkcie swojego życia jesteście. Lepiej późno niż wcale.

Trzydzieści kopert to taki mój książkowy odpowiednik filmu Bohemian Rhapsody (dla niewtajemniczonych - oglądałam ten film 12 razy w kinie i 3 razy w domu, oczywiście będzie więceh razy :P) . Po przeczytaniu mam ochotę znowu po nią sięgnąć (w momencie publikowanie tego tekstu przeczytałam ją już 2 razy, a książka wyszła na początku maja). Doskonale wiem, co się tam wydarzy, nie jestem niczym zaskoczona, ale to historia, do której lubię wracać. Myślę, że jest to jedna z tych książek, która będzie mi towarzyszyć przez całe moje życie.
W sekrecie Wam powiem, że moim marzeniem jest zobaczenie serialu na podstawie tej książki!

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

piątek, 23 sierpnia 2019

„Bez serca” Marissa Meyer

2



Bez serca to retelling, a raczej prequel Alicji w Krainie Czarów. I będę bez serca, ale Bez serca była nudą książką. Albo nie lubię retellingów albo to przez to, że nie przepadam za Alicją ….

Cath jest córką markiza i tak się złożyło, że Król Kier chce się z nią ożenić. Niestety, nie o tym marzy Cath. Ona chce otworzyć własną cukiernię i nie myśli o małżeństwie. Jednak to nie jest jej jedyny problem, spotyka także przystojnego błazna królewskiego. On także namiesza jej w życiu.

Ech, potwornie się wynudziłam czytając tę książkę. Przez pół książki nic się nie działo. Druga połowa zaczęła nabierać tempa, ale nadal nie zaskoczyła mnie. Tajemnicy o smoku domyśliłam się prawie od samego początku. No może nie tak szczegółowo, ale jednak mniej więcej wiedziałam kto i co. Jedynie końcówka mi się podobała. Miała w sobie to coś. Jednak to nie zmienia faktu, że to była nudna książka. I najchętniej wyrzuciłabym połowę niepotrzebnych stron.

Bohaterowie byli tacy drewniani. Tak samo akcja. Niby coś działo, ale ja nie odczuwałam żadnych emocji. Nada. Czasem nawet gubiłam się i nie wiedziałam, co kto zrobił czy powiedział. Nie wiem, czy to wina autorki czy redakcji. 

Na dodatek znalazłam błąd w wydaniu. W opisie na okładce mamy imię Jest, a w tekście żadnego Jesta nie ma. Jest za to Figiel, którego znowu nie ma na okładce. Wydawnictwo czy raczej ludzie za to odpowiedzialni mogliby się zdecydować. Ale w sumie to w polskim wydaniu imię Jest brzmi bardzo głupio i łatwo można byłoby pomylić się z naszym słowem „jest”. A z drugiej strony, imię Figiel brzmi idiotycznie, ale znowu to Kraina Czarów, więc tam może być trochę szaleństwa. Tak czy inaczej, Czy jest Jest czy go nie ma, wydawnictwo spłatało niemałego figla z Figlem 😉

Bez serca nie podobało mi się i cieszę się, że mam ją za sobą. Na mojej półce mam jeszcze Sagę Księżycową tej samej autorki i sprawdzę, czy to wina stylu pisarki czy może nie lubię retellingów, a może to wina mojej niechęci do Alicji w Krainie Czarów 😉

Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc

czwartek, 22 sierpnia 2019

„Kamerdyner. Miłość, wojna, zbrodnia” Marek Klat, Paweł Paliński, Mirosław Piepka, Michał Pruski

2



Totalnie zawiodłam się na tej książce. Sądziłam, że dostanę opowieść o miłości w czasach wojny, a na dokładkę zostanie przemycona historia Kaszub. A co otrzymałam? Nudną lekcję historii.

Mateusz jest sierotą kaszubskiego pochodzenia. Zostaje przygarnięty pod dach pruskiej arystokracji. Z biegiem lat między Mateuszem a córką hrabiego rodzi się zakazane uczucie. Czy miłość przetrwa wojnę?

Naprawdę dawno nie czytałam tak nudnej książki. Naprawdę! Ostatnio trafiały do mnie głupkowate, durne pozycje, ale na swój sposób były zabawne i ciekawe. Zawsze się czymś ratowały, na przykład dobrym zakończenie albo fabułą, która była tak durna, że aż śmieszna. A Kamerdyner to była jednak wielka nuda. Wiem, powtarzam się, ale to była nuda. 

Wątki zostały okropnie spłycone, potraktowane po macoszemu. Na przykład raz pojawił się wątek samobójstwa pewnej dziewczyny i zamiast pociągnąć to i wprowadzić jakieś emocje to ta historia była rozpisana na dosłownie dwie strony. Sam „główny” wątek miłosny miedzy Mateuszem a Maritą był beznadziejnie opisany, bez żadnego uczucia. Niby czasem narrator wchodzi do głowy bohaterów i wiemy co myślą i czują, ale to nie wystarcza.

Jeśli chodzi o narrację to dziwniejszej nie spotkałam. Mamy narratora wszechwiedzącego, który czasem zakrada się do umysłów postaci. Czasem zadaje pytania retoryczne. Jakby był narratorem, który uczestniczy w akcji, ale okazuje się, że jednak nie jest żadnym z bohaterów. Bardzo źle się to czytało. Dodatkowo było za dużo dialogów. Ale nie książkowych. To były dialogi filmowe – krótkie zdania, takie odbijanie piłeczki. Jak ja lubię rozmowy między bohaterami, tak tych miałam dosyć.

Autorzy skupili się bardzo na historii Polski. Aż za bardzo. Jasne, rozumiem, że to ma być powieść z tłem historycznym i fakty są bardzo ważne, ale na litość boską to nie podręcznik i nie potrzebuję konkretnych dat. Mało brakowało, a dostałabym godziny razem z sekundami. To wyglądało jakby do wydarzeń historycznych zostali na siłę wepchnięci bohaterowie. Oni nie żyli własnym życiem. Wszystko było bardzo sztuczne.

Zakończenie tej książki też było beznadziejnie. Skończyło się nagle i w sumie po przeczytaniu tej książki nie czułam nic oprócz uczucia znudzenia. Nic ta powieść nie wniosła. Nawet nie dowiedziałam się za bardzo o historii Kaszub. Ani o kulturze kaszubskiej. I byłam pewna, że będą jakieś słowa po kaszubsku, bo była akcja „Naucz się kaszubskiego z Kamerdynerem”, a w tej książce nie było ani słowa w tym języku.

Podobno film jest tak samo zły, ale ja nie oglądałam i raczej nie zamierzam. Kiedyś przesłuchałam soundtrack i był fajny. Podsumowując, polecam Wam soundtrack, książki zdecydowanie nie polecam. 

Za książkę dziękuję Business & Culture



środa, 21 sierpnia 2019

"Upadek nadziei" Kacper Rybiński

2



Upadek nadziei zaczęłam czytać w lutym tamtego roku, ale inna książka oderwała mnie od niej. Ale lepiej późno niż wcale :D

W Nadziei, w mieście, w którym walutą jest woda, mieszka Rita. Sierota, która miała szczęście i wychował ją kupiec, jednak po osiągnięciu dorosłości musiała się wyprowadzić. Dziewczyna sprzedaje owoce na targu, ma mieszkanie i wydaje się, że niczego więcej nie potrzebuje. Na jej drodze spotyka Tero. Chłopca, który jest złodziejem i przez przypadek wciąga Ritę do swojego świata.

Nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce. I nie wiem co o niej myśleć. Z jednej strony nie nudziłam się, ale z drugiej strony nie zachwyciła mnie ta książka. Podejrzewam, że to przez to, że jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do Księgi tysiąca i jednej nocy (jedyne co mi się podoba w baśniach Bliskiego Wschodu to stylistyka jak w TEJ sceny z filmu Aladyn). W Upadku nadziei jest bardzo dużo nawiązań właśnie do tych baśni. Nie przeszkadzało mi to, ale jednak to nie są moje klimaty.

Upadek nadziei to dobry debiut. To książka o przyjaźni, ale też miłości między bratem a siostrą. To też historia o poświeceniu i nadziei. Językowo też jest naprawdę dobrze i przyjemnie się czytało. Jednak czuję, że to nie pozycja dla mnie, Może na innym etapie życia bardziej by mi się spodobała, może ;)

Za książkę dziękuję wydawnictwu Dygresje




piątek, 9 sierpnia 2019

"Domek przy plaży" Beth Reekles

2





Czytałam Kissing Booth, jako lekka młodzieżówka podobała mi się (TUTAJ możecie przeczytać więcej o tej książce), więc chętnie sięgnęłam po połówkowy tom Domek przy plaży i to chyba nie była dobra decyzja.

Jak co roku, Elle wraz z rodziną Flynn spędza wakacje w domku przy plaży. Opalanie, lenistwo wśród przyjaciół, czego chcieć więcej? Tylko teraz Elle chodzi z jednym z braci Flynn, więc to będą inne wakacje.

Domek przy plaży to tom 1.5. W 2020 roku ma pojawić się drugi tom serii Kissing Booth 2. Na odległość. Wszystko okej, tylko nie rozumiem po co pisać połówkowy tom, skoro jeszcze nie został wydany kolejny tom. Dobra, podejrzewam w jakim celu została wydana ta książka. Jednak uważam, że to było totalnie bez sensu. Fabularnie nic nie wniosła do całej historii. Elle i Noah obawiają się związku na odległość. To wszystko co z tej książeczki wynikało. Nie za wiele. Naprawdę, można było to dać jako prolog drugiego tomu i byłabym zadowolona.

Nazywam to książeczką, bo Domek przy plaży liczy sobie 120 stron, w tym jest też pierwszy rozdział drugiego tomu. I uważam, że Na odległość zapowiada się dobrze. Znaczy podejrzewam, co się tam wydarzy, ale wydaje mi się, że to będzie właśnie w stylu Kissing Booth, które polubiłam. I mam nadzieję, że będę dobrze się bawić podczas czytania.

Za książkę dziękuję Aim Media



niedziela, 21 lipca 2019

"Człowiek. Istota kosmiczna" Grzegorz Brona, Ewelina Zambrzycka

2



"To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkość". 
Pięćdziesiąt lat temu Neil Armstrong wypowiedział te słowa stawiając pierwszy krok na Księżycu. I właśnie z okazji tej rocznicy została wydana książka Człowiek. Istota kosmiczna.

Człowiek. Istota kosmiczna to ponad 400 stronicowy wywiad rzeka z byłym szefem Polskiej Agencji Kosmicznej - Grzegorzem Broną. Rozmowę prowadziła Ewelina Zambrzycka i bardzo mi się podobało, że orientowała się w temacie. To nie jest wzięta z ulicy przypadkowa dziennikarka z gotowymi pytaniami. W tej książce jest zapisana rozmowa dwóch osób, które siedzą w tym temacie, ale jednak jest to zrozumiałe dla "zwykłych śmiertelników" ;)

Trochę obawiałam się, że nie będę wiedzieć o co chodzi, bo nie jestem jakimś ekspertem w tej dziedzinie. Ale na szczęście były to bezpodstawne obawy. Nawet ja jako laik rozumiałam co się do mnie mówi. Nie czułam się głupia, bo czegoś nie wiedziałam, tylko na spokojnie poszerzałam wiedzę. Chociaż muszę przyznać, że nie potrafiłam czytać ciągiem tej książki. Musiałam robić sobie przerwy. Ale na szczęście rozdziały są stosunkowo krótkie i dzięki temu mogłam czytać np. dwa rozdziały dziennie bez strachu, że wybuchnie mi mózg od nadmiaru wiedzy. Bo w tym wywiadzie jest poruszone naprawdę dużo rzeczy, dużo faktów, dat, nazwisk, teorii. I mimo że było to super ciekawe, to jednak mój mózg po pewnym czasie prosił o przerwę. Dzięki temu, że dawkowałam sobie tę książkę to lepiej i przyjemniej przyswajało mi się wiedzę. 

Uważam, że Człowiek. Istota kosmiczna to idealna książka dla stawiających pierwsze kroki w kosmicznej tematyce. Mamy tutaj dobrze przedstawioną historię od zainteresowania ludzi kosmosem, ich eksperymenty, aż po dzisiejsze plany ekspansji kosmosu. Ale wszystko przedstawione w przyjemny sposób. Po przeczytaniu tej książki zaczęłam sobie zadawać pytania o tym, czy naprawdę nie jesteśmy sami w kosmosie, co naukowcy osiągną za kolejne pięćdziesiąt lat? I wiele wiele innych pytań o rzeczy, o których nie śniło się filozofom. 

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak Literanova

poniedziałek, 15 lipca 2019

"Pacjentka" Alex Michaelides

6




Alicia wiedzie szczęśliwe życie. Jest cenioną malarką. Przy boku ma kochającego męża. Jednak pewnego wieczoru zabija go. Dlaczego? Czy to na pewno ona? Alicia jednak milczy i trafia do ośrodka psychiatrycznego. Po sześciu latach Theo pojawia się w tym ośrodku jako psychoterapeuta i postanawia, że dowie się prawdy i skłoni Alicia do mówienia. Czy mu się uda?

Powiem szczerze, że nie spodziewałam się niczego od tej książki. Moja mama mi ją dała i powiedziała, że to dobry thriller, że nie domyśliła się zakończenia. Ale moja mama nie czyta za dużo takich książek, a ja tak, więc rzadko, który potrafi mnie zaskoczyć jakiś thriller, ale sięgnęłam po Pacjentkę. I nie przewidziałam zakończenia! I naprawdę wątpię, żeby ktokolwiek by się domyślił. Końcówka jest naprawdę soczysta i robi trochę wodę z mózgu. Jestem mega usatysfakcjonowana takim zakończeniem.

Niestety są minusy tej książki – pierwsza połowa wlecze się niemiłosierne. Dostajemy najpierw historię Theo, która szczerze mnie zbytnio nie interesowała. I nudziła. Ale! Wbrew pozorom nie mogła być pominięta. Tylko, gdyby moja mama nie powiedziała mi, że od połowy książka nabiera tempa i warto dla niej się przemęczyć, to rzuciłabym tą książką. Serio. Tak więc, mówię Wam, przebrnijcie przez nudną opowieść Theo, jaki on jest biedny, nieszczęśliwy i ogólnie niewart życia i uczuć innych. Bo dla historii Alicii warto. Chociaż myślę, że można było spokojnie skrócić to mękolenie Theo i byłoby zdecydowanie lepiej.

Bardzo polecam Pacjentkę. Może nie jest to jakaś książka odkrywcza, ale niezły debiut. Jeśli lubicie książki, które Was zaskoczą to śmiało po nią sięgnijcie. Jestem prawie pewna, że Wam się spodoba :D

Moja ocena: 4++

czwartek, 11 lipca 2019

„Aru Shah i koniec czasu”, „Aru Shah i pieśń śmierci” Roshani Chokshi

0


Dwunastoletnia Aru mieszka w Muzeum Starożytnej Sztuki i Kultury Indyjskiej, w którym jej mama jest kustoszką. Dziewczyna chodzi do prywatnej szkoły, w której nie potrafi się odnaleźć. Nie jest tak bogata jak jej koleżanki i koledzy, więc po prostu zmyśla. Pewnego wieczoru, żeby udowodnić, że nie kłamie (chociaż tak naprawdę to robi) zapala przeklętą lampę Bharaty. Niestety, to nie były bajki i Aru uwalnia Śpiącego, który chce obudzić Pana Zniszczenia. Ups, Aru musi naprawić swój błąd i powstrzymać demona.

Nie chcę opowiadać, co jest w drugiej części, ale zdecydowanie Pieśń śmierci podobała mi się bardziej niż pierwszy tom. Chociaż Koniec czasu to też świetna książka, ale to było dopiero wprowadzenie w świat Aru. Obie części były bardzo zabawne, nie raz, nie dwa wybuchnęłam śmiechem. No, styl godny Ricka Riordana. Nie dziwię się, że przyjął te książki pod swój patronat.

Właśnie, Rick Riordan, czytając książki o Aru, czułam się jakbym czytała powieści o Percym Jacksonie. Totalnie styl Riordana, ten sam klimat. Dla mnie to nie był problem. Nawet ucieszyłam się, bo jak wiecie kocham cykl o Percym (czytałam dwa razy w całości), więc dzięki Roshani mogłam wrócić do tego cudownego klimatu. A zarazem czytać inną historię z innymi bohaterami. Chociaż na przykład fabuła drugiego tomu Aru przypomina mi fabułę Złodzieja pioruna.

Autorka w książkach także porusza ważne i współczesne tematy. Mamy tutaj główne bohaterki, a nie bohaterów. I często w tekście jest podkreślane, że to są dziewczyny i to nie oznacza, że są słabsze od facetów. Poza tym, też był dialog w stylu „-Czy w tym hełmie wyglądam grubo? -Nie ma nic złego w byciu grubym. Przestań oglądać te magazyny, tam wszystko jest wyretuszowane”. Są to powieści skierowane do nastolatków (chociaż i starszy czytelnik będzie się dobrze bawić), więc to bardzo dobrze, że przekazywane są takie treści. 

Chciałabym także pochwalić tłumaczkę książek Martę Dudę-Gryc. W obu częściach przygód Aru mamy mnóstwo gier słownych, które podejrzewam, że po angielsku inaczej brzmiały. Jest zauważalne, że nie jest to tłumaczone jak leci, tylko został zachowany sens, ale także żarciki. Super sprawą jest też to, że w pracy przy książce została także wykorzystana konsultacja indologiczna prof. dr hab. Lidii Sudyki. Dzięki temu czuję, że mogę zaufać tej książce, jeśli chodzi o hinduską mitologię i tradycję.

Kroniki Pandawów zaczęły się rewelacyjnie i mam nadzieję, że kolejne tomy będą równie dobre, a nawet lepsze! Czekam na nie z niecierpliwością! :D

Za książkę Aru Shah i pieśń śmierci dziękuję wydawnictwu Galeria Książek

Moja ocena: 6

piątek, 5 lipca 2019

"Co wie twój pies?" Sophie Collins

1




Kto nie zastanawiał się nad tym, co myśli jego zwierzak? Podejrzewam, że nie raz, nie dwa pojawiało się to pytanie w Waszej głowie. Przynajmniej u mnie tak jest ;) Książka Co wie twój pies? pozwala chociaż trochę zrozumieć naszego pupila.

Pozycja jest bardzo ciekawa. Po kolei poznajemy zmysły psa i ładnie wytłumaczone jest dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dlaczego psy mają lepszy zmysł zapachu? Po co psom smak wody? Czy to prawda, że psy potrafią wyczuć powrót właściciela? Albo czy naprawdę psy widzą biało-czarny świat? Wszystko jest wyjaśnione na podstawie badań i eksperymentów naukowych. Oczywiście, nic nie jest na sto procent pewne, bo badanie percepcji człowieka nie jest łatwe, a co dopiero zwierząt. Jednak są to ciekawe testy i z obserwacji mojego psa, widzę, że mogą mieć trochę prawdy w sobie ;)

Jedyną rzeczą, która przeszkadzała mi w czytaniu to błędy w układzie tekstu. Co jakiś czas zdarzało się, że tekst nachodził na zdjęcie albo fotografia była po lewej stronie, a po prawej stronie tekst i nagle ostatnie zdanie jest pod zdjęciem. Takie błędy nie powodują jakiś wielkich problemów, ale gdy zdarzają się one często bywają trochę irytujące.

Zdecydowanie jest to książka dla każdego miłośnika psów. Jest tam mnóstwo cudnych zdjęć, nad którymi można rozpływać się godzinami!  Serio, mogłabym dniami siedzieć i przeglądać te słodkie mordeczki <3

Wiem, że jest też kocia wersja, ale nie czytałam jej, ponieważ nie jestem wielką fanką kotów, ale może przeczytali też to jacyś kociarze i może to ich zainteresuje ;) Autorka jest inna, ale to samo wydawnictwo wydało Co wie twój kot? ;)

Za książkę dziękuję wydawnictwu Alma Press

Moja ocena: 4+


poniedziałek, 1 lipca 2019

Muzyczny poniedziałek #269

2

Wróciłam! Niestety studia pochłonęły mnie całkowicie, ale już koniec! Przynajmniej do października :D Ale nie mówię, że mam wakacje. Powiem to jak zobaczę wszystkie oceny wpisane do indeksu ;P
Na powitanie piosenka, którą odkryłam wczoraj. Nigdy nie podobał mi się głos Dawida, ale w tej piosence mnie nie irytuje. A wręcz przeciwnie i razem z melodią nastraja mnie tak wakacyjnie!

Dawid Podsiadło - Małomiasteczkowy

Udanego tygodnia!

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

niedziela, 7 kwietnia 2019

"Twój dziewczyński przewodnik po dorastaniu" Sophie Elkan

2




Jesteście w wieku dorastania? Macie w swoim otoczeniu dziewczynę (córkę, siostrę, kuzynkę), która przechodzi właśnie etap dorastania? Ta książka jest zdecydowanie dla Was!

Sophie Elkan wraz z psychoterapeutką oraz lekarką podają na tacy małe kompendium wiedzy dla każdej dorastającej dziewczyny. Można z niej dowiedzieć się nie tylko jak zmienia się nasze ciało, ale także emocje i zachowania. A wszystko okraszone jest ilustracjami Flo Perry (jej dzieła możecie kojarzyć z Buzzfeed), dzięki którym pozycja staje się bardziej przyjazna dla czytelnika.

Bardzo podoba mi się zawartość tej książki. Treść jest zgodna z moimi poglądami odnośnie ciałopozytywności, to znaczy - każdy człowiek jest inny, nie warto porównywać się z innymi, jeśli jesteśmy zdrowi to cieszmy się z tego i kochajmy swoje ciała ;) Nie wprowadza ona w kompleksy, a o nie bardzo łatwo w  Myślę, że gdybym teraz dorastała, to ta książka byłaby dla mnie swoistą biblią ;) Za moich czasów (już brzmię jak stary piernik :D :P) kompendium wiedzy stanowiło magazyny Bravo i Dziewczyna, dojrzewamy.pl oraz "Encyklopedia nastolatki" (po wielu namowach moja mama uległa i kupiła mi to cudo, wtedy to była najpiękniejsza książka jaką widziałam :D). No cóż, z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że nie były to najlepsze źródła informacji, ale i tak wydaje mi się, że mam poukładane w głowie. Cud! ;P Podejrzewam, że trochę treści z tej książki za jakiś czas się zestarzeje, ale wydaje mi się, że cały zamysł i idea może przetrwać czas ;)

Niczego nowego się z tej pozycji nie dowiedziałam, ale też nie nastawiałam się na to. Już mam swój wiek (starość nie radość, młodość nie wieczność) i wiek dorastania mam za sobą ;) Jedynie co mnie zaskoczyło, że są dwa rodzaje potu :P

"Twój dziewczyński przewodnik po dorastaniu" to bardzo dobra pozycja dla młodych dziewczyn. Gdybym miała córkę (a nie mam, a przynajmniej nic na ten temat nie wiem), to kupiłabym jej tę książkę :D

Za książkę dziękuję Aim Media

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

poniedziałek, 25 marca 2019

piątek, 22 marca 2019

"Podróż do krainy umarłych", "Ziemia ludzi zapomnianych" Joanna Jax

4

Trochę stęskniłam się za książkami Joanny Jax, więc bez wahania sięgnęłam po nowe książki tej autorki. Ale czy spełniły moje oczekiwania?

Spokojnie lub mniej spokojne życie ludzi z różnych warstw społecznych zostaje przerwane II Wojną Światową. Ich życie wywraca się do góry nogami, gdy zostają wrzuceni do nowej rzeczywistości.

Ciężko było napisać cokolwiek o fabule, bo przez pierwszą połowę pierwszego tomu zarys życia różnych bohaterów. Mamy tu sporo postaci, więc trwało to trochę i właśnie przez tą część książki czytało mi się dosyć ciężko. Niby styl Joanny Jax, który uwielbiam, ale jednak nudziło mi się trochę i dłużyło się. Akcja nabrała tempa, gdy wybuchła wojna i życie bohaterów zmieniło się. Wtedy zaczęło mi się dobrze czytać i nie mogłam się oderwać od niej. Drugi tom to już w ogóle połknęłam w jeden dzień, a książka do cienkich nie należy ;) Pierwszy tom zaczynałam chyba z dwa razy, bo co zaczęłam to zostawiałam ją, ale w końcu usiadłam i przetrwałam przez pierwszą połowę i nie żałuję. 

Wspominałam o bohaterach, jest ich naprawdę sporo, ale jestem do tego przyzwyczajona. W serii Zemsta i przebaczenie, także jest dużo postaci. Czasem można się pogubić, kto z kim i jak, ale da się to ogarnąć. Joanna Jax nie mówi, kto jest dobry, a kto jest zły w jej książkach. Nic nie jest białe czy czarne, są odcienie szarości. Nikt nie jest krystalicznie dobry, ani zły do szpiku kości. Dzięki temu, bohaterowie nie są płascy i jednakowi, każdy z nich żyje i zmienia się na naszych oczach. Bo w życiu też nic nie jest tylko czarne i białe.

Cieszę się, że w końcu trafiłam na powieści, które opisują wojnę z dużym wątkiem Związku Radzieckiego. Zwykle, gdy mówi się II Wojna Światowa to jednak myśli się o Hitlerze, a przecież Stalin też zrobił dużo złego. Ze względu na tę tematykę, książka kojarzyła mi się z Innym Światem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Powieści z serii Zanim nadejdzie jutro jednak czyta się lepiej, ale pewnie tylko dlatego, że jednak mamy świadomość, że to fikcja. Potworna, ale fikcja. Inny Świat to jednak wspomnienia autora z gułagu i to działa na psychikę. 

Mimo trochę słabego początku Podróży do krainy umarłych, to Ziemia ludzi zapomnianych była świetna i niecierpliwością czekam na trzeci tom! 

Za książki dziękuję wydawnictwu Videograf SA oraz agencji Kręci się


poniedziałek, 18 marca 2019

poniedziałek, 11 marca 2019

poniedziałek, 4 marca 2019

poniedziałek, 25 lutego 2019

poniedziałek, 18 lutego 2019

sobota, 16 lutego 2019

"Wyznania przedsiębiorcy pogrzebowego" Caleb Wilde

8

Miałam poznać kulisy zawodu przedsiębiorcy pogrzebowego, a dostałam wręcz traktat dotyczący śmierci i Boga. I niestety nie było to ciekawe.

Autor w swojej książce opowiada o swoim życiu, o wielu wątpliwościach, czy chce kontynuować rodzinną tradycję. Rodzina po stronie matki Caleba, jak i rodzina po stronie ojca, zajmuje się przedsiębiorstwem pogrzebowym I zupełnie rozumiem rozterki autora na temat jego przyszłości. I zupełnie rozumiem i współczuję, że autor razem z żoną są bezpłodni. Ale do jasnej cholery - jaki to ma związek z przedsiębiorstwem pogrzebowym?!

Oczywiście są fragmenty, które faktycznie opisują jak wygląda ta praca i z czym spotykają się ludzie, którzy wykonują ten zawód. Ale naprawdę, to są małe okruszki i wręcz poczułam się oszukana! Ja tu podjarana zaczynam czytanie, tytuł jest naprawdę super, a tutaj dostaję coś takiego.

Wyznania przedsiębiorcy pogrzebowego to pozycja filozoficzna na temat życia, śmierci, Boga.  Nie mam nic przeciwko takim książkom, ale gdy wiem, że po takie sięgam. Ale szczerze, to ja po takie pozycje nie czytam. Nie interesuje mnie to, może kiedyś zafascynuję się tym tematem, ale na razie na tym etapie życia, książki filozoficzne raczej mnie nie kręcą. Chociaż pewnie są jakieś wyjątki ;)

Potwornie się zawiodłam i z bólem serca muszę przyznać, że wynudziłam się jak mops. Tyle dobrego, że była do dosyć krótka książka i udało mi się przez nią przebrnąć. Ale w sekrecie Wam powiem, że gdyby była odrobinę dłuższa, to bym jej nie dokończyła. Książka zdecydowanie nie dla mnie, ale jeśli tylko lubicie pozycje filozoficzne, to myślę, że to może być książka dla Was ;)

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak Horyzont



poniedziałek, 11 lutego 2019

wtorek, 5 lutego 2019

poniedziałek, 4 lutego 2019

"Nie zamierzam być gwiazdą, zamierzam zostać legendą."

2



Licząc od 27 listopada 2018 roku w kinie spędziłam 1072 minuty i nie żałuję ani jednej! Jeśli tylko obserwujecie mnie na Instagramie, to wiecie, że jestem totalnie zafiksowana na punkcie filmu Bohemian Rhapsody. Oczywiście, całą winę obarczam Anię z Instagrama anna.czar! To właśnie jej rekomendacje utwierdziły mnie, że muszę iść na ten film do kina. "Czułam się jak na koncercie" po tych słowach musiałam zobaczyć ten film w kinie. Gdy szłam na mój pierwszy seans nie sądziłam, że pójdę na niego jeszcze kolejne siedem razy! (W sekrecie powiem Wam, że jeszcze w tym tygodniu wybieram się dwa razy <3 ).

Kiedy tylko dowiedziałam się, że 2 listopada 2018 roku ma pojawić się w kinie film biograficzny o Freddiem i Queen, to wiedziałam, że muszę go obejrzeć. Postanowiłam, że pójdę nawet na niego do kina. A musicie wiedzieć, że do kina wybieram się raz na ruski rok. Tak więc, to było dla mnie wielkie poświęcenie i wydarzenie ;) Chociaż troszkę się bałam tego filmu, że wyjdę zawiedziona, to jednak poszłam. Troszkę z opóźnieniem, bo dopiero 27 listopada. Z perspektywy czasu trochę żałuję, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale :D

Po pierwszym seansie wyszłam rozemocjonowana, zapłakana i mega szczęśliwa. Wtedy planowałam, żeby iść jeszcze raz. Bardzo niewinnie, no bo przecież nie jestem jakaś zwariowana, żeby iść na niego dziesięć razy (ups!). I po każdym seansie mówiłam sobie, że jeszcze tylko raz. Wciągnęło mnie niemiłosiernie i w tym tygodniu dobiję dyszki. Na więcej na razie nie liczę, bo szczerze wątpię, żeby jeszcze w marcu grali w kinie Bohemian Rhapsody (chociaż moje serduszko marzy o tym <3 ). Przyznam się, że za każdym razem bałam się, że ten film mi się znudzi. Ale nie, gdy tylko słyszę pierwsze nuty intra 20th Century Fox to przez kolejne 134 minut świat wokół mnie nie istnieje. Jestem tylko ja i film. Jest to po prostu niesamowite uczucie i miałam tylko tak z Klubem winowajców i Bogami (które obejrzałam kilka razy, ale na pewno nie dziesięć!).

Dla mnie cały film jest arcydziełem i każda scena jest cudowna. Bardzo podobały mi się kadry, niuanse typu odbicie w okularach przeciwsłonecznych. Dla mnie majstersztyk, ale ja jestem totalnym laikiem pod względem filmów, więc moja opinia nie jest super profesjonalna, jest po prostu moja ;) Moja koleżanka, która uwielbia filmy, nie była specjalnie pod wrażeniem tego obrazu. Jak widzicie, opinie są różne ;)

Wielkim plusem był dobór aktorów. Serio, nie sądziłam, że można tak genialnie dobrać aktorów, że czasem zastanawiałam się, czy to nie pic na wodę i tak naprawdę istnieje wehikuł czasu i że twórcy nagrali ten film, gdy Freddie żył. Twórcy tak dopieścili ten film pod tym względem, że nawet epizodyczna (ważna, ale jednak epizodyczna) postać Boba Geldofa, organizatora Live Aid, zagrał aktor, który po charakteryzacji jest niemalże identyczny do pierwowzoru! Dla mnie jednak wygrał Gwilym Lee w roli Briana Maya. Serio, gdyby dostała zdjęcie Briana i ucharakteryzowanego Gwilymego i miała dwie sekundy na zdecydowanie, który to który, to bym w życiu nie odpowiedziała! Sam Brian przyznał, że czuł się jakby patrzył w lustro :D A jeśli chodzi o najgorszą charakteryzację aktora (chociaż nie ma żadnej tragicznej, po prostu chodzi o podobieństwo) to stawiam, z bólem serca, na Bena Hardy'ego. Ale za to zakochałam się w nim totalnie i rozpływam się, jak go widzę, więc no cóż - nadrabia urokiem osobistym :D <3
Jeśli chodzi o resztę aktorów, to też się cudownie spisali, cały zespół, serio! Rami Malek, Joseph Mazzello, Lucy Boynton, Ben, Gwilym i cała reszta - cudownie wcielili się w role, widać niesamowitą pracę jaką włożyli w ten film. Odtworzenie tych ruchów scenicznych, och... Cudo!

Muzyka oczywiście cudowna! Ale powiem Wam, że w kinie jest niesamowite nagłośnienie i warto iść posłuchać muzyki Queen w takim formacie <3

Jeśli chodzi o nieścisłości związane z filmem a faktami, to zupełnie mi nie przeszkadzało w odbiorze.  Do kina poszłam na luzie, w sumie nie znając jakoś szczególnie ich biografii. Tak mniej więcej wiedziałam co się działo, ale tak mniej niż więcej ;) Jeżeli znacie historię Queen to nie nastawiajcie się na dokument o nich. A Ci którzy nie znają ich historii, to nie uczcie się jej z tego filmu :P

Moją ulubioną sceną jest scena z Galileo, to cudowne nagłośnienie w kinie daje niesamowite wrażenie <3 A moją najmniej ulubioną sceną jest konferencja prasowa. Bardzo mnie dezorientuje, ale myślę, że taki miał być efekt. Więc z jednej strony mnie wkurza, a z drugiej strony podziwiam, że tak na mnie oddziaływała. :D

Słyszałam też głosy, że w sumie to tak nagle się skończyło i w sumie nie obraziliby się na drugą część. I moje serce mówi "Tak, tak, tak!!!". Jednak mój rozum, podpowiada mi, że to mogło być niepotrzebne odgrzewanie kotleta. Poza tym, to zakończenie pokazuje Freddiego takim jakim chciał być zapamiętany - legendą! I każde inne zakończenie mogłoby być po prostu złe i nie miało takiego wydźwięku. Jak dla mnie - ta końcówka jest mega symboliczna i piękna, a przede wszytkim mega odpowiednia.
Jak mówił Freddie: "Nie zamierzam być gwiazdą, zamierzam zostać legendą." i to zakończenie to pokazuje <3

Wiem, że film spotyka się z falą krytyki. I znów powołam się na moją parę jaźni. Serce oburzone krzyczy, jak może się nie podobać Bohemian Rhapsody!! Ale mój rozum mówi, że są gusta i guściki, nie ma filmu, który by pokochali wszyscy.
U mnie ten film wywołuje niesamowite emocje. Podczas seansu mam dreszcze, płaczę (szczególnie na Live Aid! <3 ), a po seansie wychodzę z uśmiechem na twarzy, a nocą nie mogę spać. Nawet miałam pomysł, żeby iść do kina przed egzaminem, ale uznałam, że przecież nic sensownego nie napiszę, będę miała w głowie tylko "How many galileos do you want?!" albo "Ay-Oh!" ;) Ogólnie to trochę zafiksowałam na punkcie Queen i całej ekipie z filmu. Wolne chwile (i nie tylko wolne) spędzam na przeglądaniu YouTube i Instagrama w poszukiwaniu filmików, zdjęć, memów związanych z tą zgrają <3 Na szczęście mam towarzyszkę doli (bo to przecież nie niedola ;P), czyli Ewelinę z instagrama terefere26 <3 Wymieniamy się postami i ogólnie dobrze jest pogadać z kimś tak samo zwariowanym na tym samym punkcie :D

Z całego serca polecam iść na Bohemian Rhapsody do kina (w Krakowie jeszcze grają <3 Ale chyba ogólnie w Cinema City jeszcze puszczają ten film). Przynajmniej, żeby wyrobić sobie opinie. W kinie jest mega nagłośnienie i muzyka Queen robi naprawdę wrażenie w takim wydaniu. Polecam pójść nawet dla samej muzyki <3 Ja pomimo, że znam na pamięć kolejność scen, nie muszę już patrzeć na napisy, słuchając soundtrack mogę spokojnie powiedzieć jaka była scena w filmie - to idę jeszcze w tym tygodniu! Nie mogę doczekać się seansów, a z drugiej strony smucę się, że to prawdopodobnie ostatnie seanse. Czekam do 4 marca na premierę DVD i będę oglądać i oglądać <3
Po raz pierwszy będę także czekać na rozdanie Oskarów i będę trzymać mocno kciuki, aby ten film otrzymał nagrody, bo moim zdaniem zasługuje <3

Z Freddiem <3

wtorek, 29 stycznia 2019

poniedziałek, 21 stycznia 2019

poniedziałek, 14 stycznia 2019

poniedziałek, 7 stycznia 2019