Kiedy Ciocia Ebi (a raczej Ewa Mielczarek, ale dla mnie
zawsze będzie ciocią, sorry but not sorry) powiadomiła, że za niedługo wydaje
książkę to po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Każdy kto nie zna Cioci
(wstyd!), musi wiedzieć, że to jedna z najbardziej ciepełkowych osób, jakie
znam. I jej książka jest idealny odzwierciedleniem jej osoby.
Hania za parę miesięcy kończy 30 lat. Pracuje w kasie na
basenie, nie ma męża, ba! nawet chłopaka, mieszka nadal z rodzicami, opiekuje
się dziećmi swojej młodszej siostry. No ogólnie, plany jakie miała po liceum
nie wypaliły, a ona jedyne co mogłaby zaśpiewać to „Znowu w życiu mi nie
wyszłooo”. Ale na szczęście ma przyjaciół, którzy nie chcą patrzeć jaka jest
nieszczęśliwa, więc Robert jako prezent noworoczny daje jej pudełko po butach.
Nie jest to zwykłe pudełko, ponieważ w środku znajduje się tytułowe trzydzieści
kopert, które pomogą jej w zrealizowaniu swoich marzeń.
Książka Cioci jest niesamowicie optymistyczna, słodka (choć
niektórzy bohaterowie są bardzo irytujący, ale oni właśnie są przeciwwagą, żeby
za słodko nie było) i właśnie ciepełkowa. Pewnie zastanawiacie się co to jest
za przymiotnik „ciepełkowa”. Wyobraźcie sobie grudniowe popołudnie, za oknem
szaleje zamieć, a Wy właśnie wróciliście do domu z przymusowego godzinnego
spaceru. Jesteście przemarznięci do szpiku kości. Zakładacie ciepłe i suche ubranie,
siadacie w ulubionym fotelu razem z gorącym kubkiem ulubionego napoju i przykrywacie
się kocem. Czujecie to uczucie przepływającego ciepła przez Wasze ciało? To
właśnie uczucie, gdy czytacie ciepłekowe powieści.
Wracając do Trzydziestu kopert, nie jest to odkrywcza książka.
Nie ma tu emocjonujących zwrotów akcji, nie ma pościgów i wybuchów. Nie ma
dramatów (no może małe, ale takie malutkie). Ale ja nie wymagam od takich
książek tego wszystkiego. Ciepełkowe (chyba nadużywam tego słowa) historie mają
być spokojne, harmonijne. Po przeczytaniu takiej książki chcę zamknąć ją i uśmiechnąć
się pod nosem. Poczuć uczucie spełnienia. I właśnie Trzydzieści kopert takie
jest! Ja jeszcze dodatkowo popłakałam sobie na koniec. Ale tak ze szczęścia. Historia
Hani uświadamia, że marzenia trzeba spełniać i o nie walczyć. Nie ważne, w
jakim punkcie swojego życia jesteście. Lepiej późno niż wcale.
Trzydzieści kopert to taki mój książkowy odpowiednik filmu Bohemian Rhapsody (dla niewtajemniczonych - oglądałam ten film 12 razy w kinie i 3 razy w domu, oczywiście będzie więceh razy :P) . Po przeczytaniu mam ochotę znowu po nią sięgnąć (w
momencie publikowanie tego tekstu przeczytałam ją już 2 razy, a książka wyszła
na początku maja). Doskonale wiem, co się tam wydarzy, nie jestem niczym
zaskoczona, ale to historia, do której lubię wracać. Myślę, że jest to jedna z
tych książek, która będzie mi towarzyszyć przez całe moje życie.
W sekrecie Wam powiem, że moim marzeniem jest zobaczenie
serialu na podstawie tej książki!
Być może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo polecam :D
Usuń