wtorek, 27 sierpnia 2019

"Trzydzieści kopert" Ewa Mielczarek

2



Kiedy Ciocia Ebi (a raczej Ewa Mielczarek, ale dla mnie zawsze będzie ciocią, sorry but not sorry) powiadomiła, że za niedługo wydaje książkę to po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Każdy kto nie zna Cioci (wstyd!), musi wiedzieć, że to jedna z najbardziej ciepełkowych osób, jakie znam. I jej książka jest idealny odzwierciedleniem jej osoby.

Hania za parę miesięcy kończy 30 lat. Pracuje w kasie na basenie, nie ma męża, ba! nawet chłopaka, mieszka nadal z rodzicami, opiekuje się dziećmi swojej młodszej siostry. No ogólnie, plany jakie miała po liceum nie wypaliły, a ona jedyne co mogłaby zaśpiewać to „Znowu w życiu mi nie wyszłooo”. Ale na szczęście ma przyjaciół, którzy nie chcą patrzeć jaka jest nieszczęśliwa, więc Robert jako prezent noworoczny daje jej pudełko po butach. Nie jest to zwykłe pudełko, ponieważ w środku znajduje się tytułowe trzydzieści kopert, które pomogą jej w zrealizowaniu swoich marzeń.

Książka Cioci jest niesamowicie optymistyczna, słodka (choć niektórzy bohaterowie są bardzo irytujący, ale oni właśnie są przeciwwagą, żeby za słodko nie było) i właśnie ciepełkowa. Pewnie zastanawiacie się co to jest za przymiotnik „ciepełkowa”. Wyobraźcie sobie grudniowe popołudnie, za oknem szaleje zamieć, a Wy właśnie wróciliście do domu z przymusowego godzinnego spaceru. Jesteście przemarznięci do szpiku kości. Zakładacie ciepłe i suche ubranie, siadacie w ulubionym fotelu razem z gorącym kubkiem ulubionego napoju i przykrywacie się kocem. Czujecie to uczucie przepływającego ciepła przez Wasze ciało? To właśnie uczucie, gdy czytacie ciepłekowe powieści.

Wracając do Trzydziestu kopert, nie jest to odkrywcza książka. Nie ma tu emocjonujących zwrotów akcji, nie ma pościgów i wybuchów. Nie ma dramatów (no może małe, ale takie malutkie). Ale ja nie wymagam od takich książek tego wszystkiego. Ciepełkowe (chyba nadużywam tego słowa) historie mają być spokojne, harmonijne. Po przeczytaniu takiej książki chcę zamknąć ją i uśmiechnąć się pod nosem. Poczuć uczucie spełnienia. I właśnie Trzydzieści kopert takie jest! Ja jeszcze dodatkowo popłakałam sobie na koniec. Ale tak ze szczęścia. Historia Hani uświadamia, że marzenia trzeba spełniać i o nie walczyć. Nie ważne, w jakim punkcie swojego życia jesteście. Lepiej późno niż wcale.

Trzydzieści kopert to taki mój książkowy odpowiednik filmu Bohemian Rhapsody (dla niewtajemniczonych - oglądałam ten film 12 razy w kinie i 3 razy w domu, oczywiście będzie więceh razy :P) . Po przeczytaniu mam ochotę znowu po nią sięgnąć (w momencie publikowanie tego tekstu przeczytałam ją już 2 razy, a książka wyszła na początku maja). Doskonale wiem, co się tam wydarzy, nie jestem niczym zaskoczona, ale to historia, do której lubię wracać. Myślę, że jest to jedna z tych książek, która będzie mi towarzyszyć przez całe moje życie.
W sekrecie Wam powiem, że moim marzeniem jest zobaczenie serialu na podstawie tej książki!

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

piątek, 23 sierpnia 2019

„Bez serca” Marissa Meyer

2



Bez serca to retelling, a raczej prequel Alicji w Krainie Czarów. I będę bez serca, ale Bez serca była nudą książką. Albo nie lubię retellingów albo to przez to, że nie przepadam za Alicją ….

Cath jest córką markiza i tak się złożyło, że Król Kier chce się z nią ożenić. Niestety, nie o tym marzy Cath. Ona chce otworzyć własną cukiernię i nie myśli o małżeństwie. Jednak to nie jest jej jedyny problem, spotyka także przystojnego błazna królewskiego. On także namiesza jej w życiu.

Ech, potwornie się wynudziłam czytając tę książkę. Przez pół książki nic się nie działo. Druga połowa zaczęła nabierać tempa, ale nadal nie zaskoczyła mnie. Tajemnicy o smoku domyśliłam się prawie od samego początku. No może nie tak szczegółowo, ale jednak mniej więcej wiedziałam kto i co. Jedynie końcówka mi się podobała. Miała w sobie to coś. Jednak to nie zmienia faktu, że to była nudna książka. I najchętniej wyrzuciłabym połowę niepotrzebnych stron.

Bohaterowie byli tacy drewniani. Tak samo akcja. Niby coś działo, ale ja nie odczuwałam żadnych emocji. Nada. Czasem nawet gubiłam się i nie wiedziałam, co kto zrobił czy powiedział. Nie wiem, czy to wina autorki czy redakcji. 

Na dodatek znalazłam błąd w wydaniu. W opisie na okładce mamy imię Jest, a w tekście żadnego Jesta nie ma. Jest za to Figiel, którego znowu nie ma na okładce. Wydawnictwo czy raczej ludzie za to odpowiedzialni mogliby się zdecydować. Ale w sumie to w polskim wydaniu imię Jest brzmi bardzo głupio i łatwo można byłoby pomylić się z naszym słowem „jest”. A z drugiej strony, imię Figiel brzmi idiotycznie, ale znowu to Kraina Czarów, więc tam może być trochę szaleństwa. Tak czy inaczej, Czy jest Jest czy go nie ma, wydawnictwo spłatało niemałego figla z Figlem 😉

Bez serca nie podobało mi się i cieszę się, że mam ją za sobą. Na mojej półce mam jeszcze Sagę Księżycową tej samej autorki i sprawdzę, czy to wina stylu pisarki czy może nie lubię retellingów, a może to wina mojej niechęci do Alicji w Krainie Czarów 😉

Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc

czwartek, 22 sierpnia 2019

„Kamerdyner. Miłość, wojna, zbrodnia” Marek Klat, Paweł Paliński, Mirosław Piepka, Michał Pruski

2



Totalnie zawiodłam się na tej książce. Sądziłam, że dostanę opowieść o miłości w czasach wojny, a na dokładkę zostanie przemycona historia Kaszub. A co otrzymałam? Nudną lekcję historii.

Mateusz jest sierotą kaszubskiego pochodzenia. Zostaje przygarnięty pod dach pruskiej arystokracji. Z biegiem lat między Mateuszem a córką hrabiego rodzi się zakazane uczucie. Czy miłość przetrwa wojnę?

Naprawdę dawno nie czytałam tak nudnej książki. Naprawdę! Ostatnio trafiały do mnie głupkowate, durne pozycje, ale na swój sposób były zabawne i ciekawe. Zawsze się czymś ratowały, na przykład dobrym zakończenie albo fabułą, która była tak durna, że aż śmieszna. A Kamerdyner to była jednak wielka nuda. Wiem, powtarzam się, ale to była nuda. 

Wątki zostały okropnie spłycone, potraktowane po macoszemu. Na przykład raz pojawił się wątek samobójstwa pewnej dziewczyny i zamiast pociągnąć to i wprowadzić jakieś emocje to ta historia była rozpisana na dosłownie dwie strony. Sam „główny” wątek miłosny miedzy Mateuszem a Maritą był beznadziejnie opisany, bez żadnego uczucia. Niby czasem narrator wchodzi do głowy bohaterów i wiemy co myślą i czują, ale to nie wystarcza.

Jeśli chodzi o narrację to dziwniejszej nie spotkałam. Mamy narratora wszechwiedzącego, który czasem zakrada się do umysłów postaci. Czasem zadaje pytania retoryczne. Jakby był narratorem, który uczestniczy w akcji, ale okazuje się, że jednak nie jest żadnym z bohaterów. Bardzo źle się to czytało. Dodatkowo było za dużo dialogów. Ale nie książkowych. To były dialogi filmowe – krótkie zdania, takie odbijanie piłeczki. Jak ja lubię rozmowy między bohaterami, tak tych miałam dosyć.

Autorzy skupili się bardzo na historii Polski. Aż za bardzo. Jasne, rozumiem, że to ma być powieść z tłem historycznym i fakty są bardzo ważne, ale na litość boską to nie podręcznik i nie potrzebuję konkretnych dat. Mało brakowało, a dostałabym godziny razem z sekundami. To wyglądało jakby do wydarzeń historycznych zostali na siłę wepchnięci bohaterowie. Oni nie żyli własnym życiem. Wszystko było bardzo sztuczne.

Zakończenie tej książki też było beznadziejnie. Skończyło się nagle i w sumie po przeczytaniu tej książki nie czułam nic oprócz uczucia znudzenia. Nic ta powieść nie wniosła. Nawet nie dowiedziałam się za bardzo o historii Kaszub. Ani o kulturze kaszubskiej. I byłam pewna, że będą jakieś słowa po kaszubsku, bo była akcja „Naucz się kaszubskiego z Kamerdynerem”, a w tej książce nie było ani słowa w tym języku.

Podobno film jest tak samo zły, ale ja nie oglądałam i raczej nie zamierzam. Kiedyś przesłuchałam soundtrack i był fajny. Podsumowując, polecam Wam soundtrack, książki zdecydowanie nie polecam. 

Za książkę dziękuję Business & Culture



środa, 21 sierpnia 2019

"Upadek nadziei" Kacper Rybiński

2



Upadek nadziei zaczęłam czytać w lutym tamtego roku, ale inna książka oderwała mnie od niej. Ale lepiej późno niż wcale :D

W Nadziei, w mieście, w którym walutą jest woda, mieszka Rita. Sierota, która miała szczęście i wychował ją kupiec, jednak po osiągnięciu dorosłości musiała się wyprowadzić. Dziewczyna sprzedaje owoce na targu, ma mieszkanie i wydaje się, że niczego więcej nie potrzebuje. Na jej drodze spotyka Tero. Chłopca, który jest złodziejem i przez przypadek wciąga Ritę do swojego świata.

Nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce. I nie wiem co o niej myśleć. Z jednej strony nie nudziłam się, ale z drugiej strony nie zachwyciła mnie ta książka. Podejrzewam, że to przez to, że jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do Księgi tysiąca i jednej nocy (jedyne co mi się podoba w baśniach Bliskiego Wschodu to stylistyka jak w TEJ sceny z filmu Aladyn). W Upadku nadziei jest bardzo dużo nawiązań właśnie do tych baśni. Nie przeszkadzało mi to, ale jednak to nie są moje klimaty.

Upadek nadziei to dobry debiut. To książka o przyjaźni, ale też miłości między bratem a siostrą. To też historia o poświeceniu i nadziei. Językowo też jest naprawdę dobrze i przyjemnie się czytało. Jednak czuję, że to nie pozycja dla mnie, Może na innym etapie życia bardziej by mi się spodobała, może ;)

Za książkę dziękuję wydawnictwu Dygresje




piątek, 9 sierpnia 2019

"Domek przy plaży" Beth Reekles

2





Czytałam Kissing Booth, jako lekka młodzieżówka podobała mi się (TUTAJ możecie przeczytać więcej o tej książce), więc chętnie sięgnęłam po połówkowy tom Domek przy plaży i to chyba nie była dobra decyzja.

Jak co roku, Elle wraz z rodziną Flynn spędza wakacje w domku przy plaży. Opalanie, lenistwo wśród przyjaciół, czego chcieć więcej? Tylko teraz Elle chodzi z jednym z braci Flynn, więc to będą inne wakacje.

Domek przy plaży to tom 1.5. W 2020 roku ma pojawić się drugi tom serii Kissing Booth 2. Na odległość. Wszystko okej, tylko nie rozumiem po co pisać połówkowy tom, skoro jeszcze nie został wydany kolejny tom. Dobra, podejrzewam w jakim celu została wydana ta książka. Jednak uważam, że to było totalnie bez sensu. Fabularnie nic nie wniosła do całej historii. Elle i Noah obawiają się związku na odległość. To wszystko co z tej książeczki wynikało. Nie za wiele. Naprawdę, można było to dać jako prolog drugiego tomu i byłabym zadowolona.

Nazywam to książeczką, bo Domek przy plaży liczy sobie 120 stron, w tym jest też pierwszy rozdział drugiego tomu. I uważam, że Na odległość zapowiada się dobrze. Znaczy podejrzewam, co się tam wydarzy, ale wydaje mi się, że to będzie właśnie w stylu Kissing Booth, które polubiłam. I mam nadzieję, że będę dobrze się bawić podczas czytania.

Za książkę dziękuję Aim Media