niedziela, 19 marca 2017

Fragment powieści Sylwii Trojanowskiej "Szept wiatru"

0


Jakiś czas temu opowiadałam Wam o ostatniej części trylogii o Kaśce Lasce autorstwa Sylwii Trojanowskiej (TUTAJ).Jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy sięgnąć po nią, to zapraszam na fragment powieści ;)

***
Na Starym Rynku, przy Pręgierzu, byłyśmy równo o dziewiątej. Stały tam dwie dziewczyny, radośnie szczebiocząc na temat imprezy, w której obydwie brały udział. Oprócz nich nikogo więcej tam jednak nie było. Zośka, choć przed chwilą tryskała energią, wyraźnie zmarkotniała.
— Coś mu na pewno wypadło — powiedziałam pocieszycielsko, poklepując ją po ramieniu. — Zadzwoń do niego.
— Powiedział, że będzie tu o dziewiątej, więc powinien być.
— Na pewno znajdzie się na to wytłumaczenie.
— Masz rację… — Pokiwała głową, choć w jej głosie nie wyczuwałam pewności, tylko obawę.
Ta obawa nie była wcale wyrazem jej lęku przed samotnością, do tego była przecież przyzwyczajona, tylko przed utratą Filipa, którego zdołała już polubić, a raczej pokochać. Spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi oczyma, podkreślonymi jeszcze dodatkowo czarną kredką. Dla portrecisty, który specjalizowałby się w rysowaniu smutnych oczu, byłaby wówczas idealną modelką.
Wyciągnęła komórkę i wybrała numer telefonu.
— No, cześć! — powiedziała dość surowo. — Byliśmy umówieni.
Patrzyłam na Zośkę, która poczerwieniała na policzkach. Czułam, że to, co słyszała, odbiegało od jej oczekiwań. Nie przerywała jednak rozmowy i z niezbyt zadowoloną miną słuchała tego, co Filip miał jej do powiedzenia.
— To znaczy… będziesz czy nie? — zapytała, po czym przygryzła dolną wargę.
Zaczęłam się denerwować razem z nią. Złość na Filipa potęgowała się u mnie do momentu, aż… go zobaczyłam. Wychynął z podcienia kamienicy, znajdującej się za plecami Zosi. Dojrzał moje spojrzenie i uśmiechnąwszy się, ruchem palca poprosił, bym go nie zdradziła. Po chwili był już przy niej i zza pleców, nie ukazując swojej twarzy, podarował jej długą czerwoną różę. Zośka energicznie odwróciła się, stając z nim twarzą w twarz.
— Nigdy więcej nie waż się czegoś takiego zrobić! — powiedziała dobitnie.
Filip, nie zważając na jej słowa, cmoknął ją w policzek.
— Nigdy! — rzekła ostro po chwili. — Nienawidzę takich niespodzianek!
Złapał jej twarz w dłonie i tym razem na ustach złożył bardzo namiętny pocałunek.
— Jesteś cudowna, jak się złościsz!
— Zrób tak jeszcze raz…
— Ale co? Mam cię nie całować? — zażartował, a Zośka skarciła go spojrzeniem. — Byłem tu przed wami. Chciałem od razu do was wyjść, ale tak słodko wyglądałaś… — Zośka trzasnęła go w ramię. — …że nie mogłem się powstrzymać i musiałem cię chwilę torturować. Wynagrodzę ci to.
— Ciekawe jak?
— Coś wymyślę.
Zośka nie boczyła się na Filipa zbyt długo, bo taka właśnie była ta moja Zośka. Ja miałam zwyczaj rozmyślać nad sprawami w nieskończoność, analizować wszystko w najdrobniejszych szczegółach, godzinami udręczać się, tygodniami czuć urazę, a ona? Ona robiła to rach-ciach i temat załatwiony. Zawsze jej tego braku przesadnego rozpamiętywania szczerze zazdrościłam.
Na spacer po Starym Mieście mieliśmy coś koło godziny, które Filip, ku mojemu zaskoczeniu, wykorzystał wyśmienicie. Starałam się słuchać go bardzo uważnie, choć kilka razy uciekałam myślami do Maksa i jego wczorajszej obietnicy. Czekałam na telefon od niego, jak na zbawienie, i co chwila zerkałam na wyświetlacz komórki, sprawdzając, czy przez przypadek nie umknął mi sygnał rozmowy przychodzącej.
— Zadzwoni. — Zośka kilka razy szeptała w moją stronę słowa pocieszenia, bo doskonale wiedziała, z jakiego powodu ciągle kontrolowałam telefon.
— Wiem… — odpowiadałam za każdym razem, choć wraz z upływającymi minutami moja pewność po prostu malała.
***
A już jutro na cudownym Instagramie Mariki kolejny fragment! Serdecznie zapraszam :D

0 komentarze:

Prześlij komentarz